"Vita mutatur non tollitur"

Pośmiertne wystawy twórców nauki i kultury;
prezentacje postaci i ich dorobku

Irena Sławińska  (1913-2004)

Irena Sławińska - sylwetka i publikacje
Irena Sławińska - we wspomnieniach

 

  Prof. Irena Sławińska "tworzyła środowisko, którego istotę można wyrazić określeniem Henryka Elzenberga: »arystokraci ducha«. Była to nietypowa arystokracja, która nie znosiła drętwoty, patosu, stylizowanych manier. Wolność i niezależność ducha potrafiła okazywać w ironicznym dystansie wobec tych, którzy stali się niewolnikami karier, dworskich układów, salonowych konwenansów. [...] Jej wersję arystokratyzmu, a zarazem osobistą filozofię życia, można odtwarzać choćby na podstawie pośmiertnego wspomnienia, które poświęciła ks. Januszowi Pasierbowi. Pisała wtedy: »Ani cienia popisów, szpanerstwa. Wzywany przecież często do mikrofonu, do telewizji - ustrzegł się najzupełniej gwiazdorstwa. [...] Prostota, kultura, humor - ale i jakaś wykwintność. Skąd rodem? Z kontaktów ze sztuką, poezją? Z zagranicznych studiów? Umiłowania człowieka? Modlitwy?«.

 

 Prof. Sławińska z Dyrektorem   BU KUL, A. Paluchowskim


Prof. Irena Sławińska
z dyrektorem BU KUL,
Andrzejem Paluchowskim

 

  Tak wspominał Profesor Irenę Sławińską Metropolita Lubelski, abp Józef Życiński w 'Tygodniku Powszechnym' (nr 6, 8 lutego 2004 roku).

  Kilka lat wcześniej w 'Rzeczpospolitej' (14 lutego 1998 roku, w artykule "Polski kształt Itaki"), przypomniał Jej całkowitą niekoniunkturalność i konsekwencję w wybranej drodze życia i pracy:

  "...podczas pierwszej czystki w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, dr Sławińska została usunięta z uczelni decyzją, której nie miał odwagi podpisać własnym nazwiskiem ministerialny decydent. W okresie, gdy późniejsze wielkie pióra polskiej literatury nabywały szlifów w pisaniu panegiryków ku czci Józefa Stalina, Irena Sławińska znalazła schronienie w kołchozowych niemal pomieszczeniach organizowanego ponownie KUL. Ciasnota pomieszczeń sprzyjała szerokości poglądów. W poetyckie wieczory, ze studentami zauroczonymi Baczyńskim i Gajcym, można było wyruszać na szlak wielkich wędrówek, do którego nie miał dostępu towarzysz cenzor. Na tle świata oficjalnych sloganów wzrastała wtedy niewidzialna Rzeczpospolita ducha, w której kolejna generacja mistrzów kształtowała kandydatów na nowych Odysów. W tamtych warunkach na podwójną prowokację mógł wyglądać już sam tytuł rozprawy habilitacyjnej pani Ireny. Rozprawa, przeprowadzona w roku śmierci Stalina, dotyczyła komedii Norwida..."

  Już wtedy Irena Sławińska współpracowała z krakowskim 'Tygodnikiem Powszechnym'. Związała się z nim ściślej w czasach "październikowej odwilży" roku 1956. Pierwszy po wznowieniu numer 'TP' ukazał się na Boże Narodzenie 1956 roku. Numeracja ciągła nawiązywała do dawnego 'Tygodnika', przy cyfrze umieszczano przez trzy lata gwiazdkę, dla odróżnienia od oszukańczego pisma PAX-u. Zespół tworzyli: ks. Andrzej Bardecki (asystent kościelny), Antoni Gołubiew, Józefa Golmont-Hennelowa, Stefan Kisielewski, Zygmunt Kubiak, Hanna Malewska, Irena Sławińska, Zofia Starowieyska-Morstinowa, Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz, Jacek Woźniakowski, Jerzy Zawieyski i Czesław Zgorzelski. Nieco wcześniej, Irena Sławińska dołączyła do sygnatariuszy głośnego oświadczenia pisarzy i działaczy katolickich z października 1956 roku, które legło u podstaw narodzin ruchu Klubów Inteligencji Katolickiej: "...Wbrew istniejącym dotychczas pozorom Bolesław Piasecki i grupa PAX nie reprezentuje ogółu katolickiego w Polsce. Wszystkie istotnie postępowe i żywe siły katolickie witają z zapałem wielki przełom dokonany w naszym życiu i mają szczerą wolę, aby wspólnym wysiłkiem i trudem współdziałać w dziele budowy w Polsce prawdziwej sprawiedliwości społecznej opartej na wolności, prawdzie i uczciwości". Jeszcze w roku 1957 cenzura była stosunkowo łagodna; w 'TP' pojawiały się np. recenzje z wydawnictw emigracyjnych. »Kulturę« [paryską] uważam w ogóle za najlepsze pismo wydawane w polskim języku" - pisał Stefan Kisielewski ['Kisiel'], a Irena Sławińska zrecenzowała "uroczą i wstrząsającą" 'Dolinę Issy' Miłosza; takie publikacje wcześniej były nie do pomyślenia! Ale potem było już tylko gorzej i dla wielu autorów praca naukowa pozostała jedynym polem względnej niezależności. Irena Sławińska nigdy jednak nie zamknęła się tylko w swoim teatralno-literackim kręgu - gdy było trzeba, dawała dowody niepokorności oraz wspierała ważne inicjatywy (jak to było np. w przypadku deklaracji niezależnego Towarzystwa Kursów Naukowych w roku 1978).

  O Jej pracy w KUL pisze prof. Józef F. Fert, szef Zakładu Badań nad Twórczością Norwida ('TP', nr 6/2004): "W roku 1950 przygarnął ją KUL. Wkrótce okazało się, że... to raczej Ona przygarnęła lubelską uczelnię, przeżywającą wówczas potężny kryzys, na szczęście – kryzys wzrostu. Spływały tutaj z całej Polski tłumy słuchaczy, którzy często nie mogli podjąć studiów nigdzie indziej. Odtąd aż do ostatnich dni życia służyła swej uczelni, służąc zarazem zgodnie z dewizą KUL-u - 'Deo et Patriae'. Jej wielokierunkowa działalność naukowa Sławińskiej zapisała się znaczącymi pracami na polu teorii literatury oraz historii i teorii dramatu i teatru. Jej działalność wychowawcza była nie mniej doniosła. Poruszała umysły, serca i wyobraźnię.
 
 Irena Sławińska i Stefan Sawicki   w stołówce KUL, lata '70. XX w.

Irena Sławińska i Stefan Sawicki
w stołówce KUL, lata '70. (?) XX w.

 

 Irena Sławińska i Jej studentki

"Kochana Pani Profesor" Irena Sławińska ze swymi studentkami
na korytarzu KUL,
lata '70. XX w.
    Stała się wówczas mistrzynią młodzieży polonistycznej, a także bohaterką niezliczonych anegdot i opowieści, a nawet dosłownie teatralnych znaków (gestów, min...). Pogłębił się w pracach Sławińskiej nurt norwidowski. Zjawiły się niezwykle ważne książki: "O komediach Norwida" (1953) i "Reżyserska ręka Norwida" (1971). Uczona niemało trudu poświęciła podtrzymaniu idei krytycznego wydania dzieł poety. Jedną z dróg wiodących do tego celu było powołanie czasopisma naukowego. W 1982 roku pod kierownictwem prof. Stefana Sawickiego ukonstytuowała się redakcja pisma, które przyjęło nazwę "Studia Norwidiana" (pierwszy numer wyszedł jeszcze w "stanie wojennym", w 1983 roku). Wkrótce stało się ono ważnym forum norwidystyki. Udział Ireny Sławińskiej w kształtowaniu jego profilu, doborze współpracowników oraz pracach redakcyjnych jest nie do przecenienia. W 1985 roku Senat Akademicki KUL powołał Międzywydziałowy Zakład Badań nad Twórczością Cypriana Norwida. [...] Profesor Sławińska weszła w skład Rady Naukowej Zakładu i od początku była duchem opiekuńczym jego prac, zwłaszcza jako prelegentka cyklicznego sympozjum Colloquia Norwidiana. [...] Nieustannie mobilizowała coraz nowe generacje do refleksji nad życiem i dziełem poety, nad krystalizacją programu pełnego, naukowego wydania jego pism Norwida. Jej wytrwałe zabiegi przyniosły owoce: w Zakładzie Norwidowskim pod kierunkiem prof. Stefana Sawickiego i prof. Zofii Stefanowskiej opracowano już pierwsze tomy krytycznego wydania dzieł wszystkich Norwida".

 

 

  Osobny rozdział w życiu Ireny Sławińskiej stanowiła Jej relacja z Teatrem Akademickim KUL. Wspomina prof. Wojciech Kaczmarek, dyrektor Instytutu Filologii Polskiej KUL i kierownik Katedry Dramatu i Teatru (w rozmowie z Elżbietę Skrzypek, 'Nasz Dziennik', 3 lutego 2004 r.): "...Profesor Irena Sławińska zaszczepiła wśród studentów teatralną pasję. Nie sposób nie powiedzieć tu o Teatrze Akademickim KUL, który powstał w 1952 roku i był pierwszym powojennym [w Polsce] akademickim teatrem. Sięgnął od razu po najwyższą klasykę - tu grano między innymi trzecią część "Dziadów", "Zwiastowanie" Claudela, dramaty Norwida, sięgał też po Zawieyskiego. Kiedy wśród studiującej młodzieży zainteresowania te przeniosły się na teatr alternatywny, doszło do powstania Sceny Plastycznej KUL. [Była protektorem tego teatru], często umożliwiała [mu] wyjazdy zagraniczne, ułatwiała kontakty, promowała. Zagadnienia analizy gestu, ruchu, światła, muzyki w teatrze bardzo pasjonowały Panią Profesor, zawsze wiernie towarzyszyła temu zespołowi, a i Leszek Mądzik chętnie odwoływał się do wielu jej przemyśleń".

  Sam Leszek Mądzik tak mówił w wywiadzie dla KAI (4.II 2004 r.): "Bez profesor Ireny Sławińskiej mój teatr byłby z całą pewnością inny." Reżyser przypomniał, że Irena Sławińska towarzyszyła jego pracy przez 35 lat, czyli od początku jego drogi twórczej. "Była pierwszą recenzentką tego, co się w tym teatrze działo, oceniając także jego wymiar moralny. Bez Niej odmienna byłaby linia, wymowa i myślenie Sceny Plastycznej."

  Autorka "Odczytywania dramatu" odbyła z teatrem Leszka Mądzika wiele podróży zagranicznych. "Była duszą intelektualną Sceny Plastycznej i jako pierwsza sformułowała literacko jego idee. Osób o takiej kulturze i mentalności bardzo dziś nam brakuje. Chodzi mi zarówno o wspaniały język, którym się posługiwała, jak i o mądre, chrześcijańskie myślenie o rzeczywistości" - dodał Leszek Mądzik.

  Uczeń Ireny Sławińskiej, prof. Wojciech Kaczmarek, wspomina też inne wątki ('TP' nr 6/2004): "Od roku 1987 zaczęła się stała współpraca z profesor Ireną Mamczarz, kierującą badaniami teatralnymi na Sorbonie i przy Centre National de la Recherche Scientifique w Paryżu. Irena Sławińska umożliwiła wówczas wielu młodym badaczom z Polski zaprezentowanie się na forum europejskim. Wyjazdy były zawsze połączone z poznawaniem "terenu": obowiązywała wizyta w lokalnych teatrach, ale poza tym Panią Profesor mniej ciekawiły muzea, za to bardzo jeziora czy morze (kąpiele były obowiązkowe), parki, lasy, góry, krajobrazy...".

  Wojciech Kaczmarek w rozmowie z Elżbietą Skrzypek ('Nasz Dziennik', 3 lutego 2004 roku), dodał garść innych wrażeń z lat, gdy był w Jej kręgu: "Była silną osobowością. Jako studenci nawet trochę się jej baliśmy. Była bardzo wymagająca, ale też nigdy nie narzucała swojego punktu widzenia, swojej koncepcji. Jednocześnie wymagała od nas pewnej rzetelności i poziomu rozwiązań. Doskonale łączyła działalność naukową z pasją poznawczą. Nigdy nie zadawała nam do przeczytania swoich książek czy artykułów. Nie była schematyczna. Nie znosiła formalnych spotkań - interesował Ją zawsze kontakt z konkretnym człowiekiem i jego życiem. Zawsze też była zainteresowana pracami swoich uczniów. W rozmowie z młodymi bardzo łatwo nawiązywała kontakt, potrafiła złamać barierę wielkiej uczonej, zadawać pytania na poziomie młodzieży i zmuszać ich do samodzielnych odpowiedzi. Była ciepła i przyjazna. Wielokrotnie pomagała swoim wychowankom finansowo. Promowała studentów ze Wschodu, szczególnie z Litwy. Czyniła to zawsze bardzo dyskretnie". W 'Tygodniku Powszechnym' (nr 6/2004) przywołał bardzo osobiste wspomnienie: "Zawsze troszczyła się o losy uczniów: mobilizowała nas do pracy, cieszyła się ze stopni [przez nas] zdobywanych, z książek i artykułów.
 
 Irena Sławińska, Norwegia, 1996

Irena Sławińska
na wycieczce w Norwegii
(rok 1996)


  Z czasem zaczynała przeważać troska o
[nasze] sprawy życiowe: o warunki mieszkaniowe, o plany rodzinne, wybór szkół dla dzieci itp. Chciała być bliżej naszego życia rodzinnego, którego przecież sama nie miała. Cieszyły Ją wspólne chwile spędzane przy stole, dialogi z dziećmi. Miała cudowny dar niwelowania dystansu, wciągała w dyskusję, podpowiadała rozwiązania szkolnych problemów i dowcipnie opowiadała o własnych czasach szkolnych. [...]

  Ilekroć miała gości, którym chciała pokazać Lublin, przyprowadzała ich do nas na Poczekajkę. Zachwycona była pięknem otoczenia: parkiem, lasem, trawnikami i kwiatami. Zawsze też gotowa była jechać do Rogóźna, małej wioski na wschód od Lublina z czystym polodowcowym jeziorem. Jej pasją było pływanie. Dystans 850 metrów w poprzek jeziora pokonywała bez wysiłku, nawet i w późnej starości. Ostatni raz pojechaliśmy tam w dniu Jej 89 urodzin! Dość niepewnym krokiem, wsparta na ramieniu mojej żony Teresy, zbliżała się do brzegu, dopiero w wodzie poczuła się pewnie. Gdy przypatrująca się tej scenie młoda kobieta wyraziła zaniepokojenie o »starszą panią«, Teresa powiedziała uspokajająco: »Proszę się nie obawiać, Pani Profesor jest niezatapialna!«". [...]


 Irena Sławińska, Teatr NN, Lublin, jesień 1998 r.

Irena Sławińska,
Teatr NN,
Lublin, jesień 1998 r.
 
  "Kto znał Profesor Sławińską w czasach Jej pełnej aktywności naukowej, musiał być pod wrażeniem ostatniego etapu Jej życia, gdy zamieszkała w 2002 r. w domu opieki prowadzonym przez siostry Miłosierdzia Bożego na warszawskiej Pradze przy ulicy Hetmańskiej. Początkowo mówiła o szybkim powrocie do Lublina, ale później zaakceptowała ten dom jako własny. Nigdy nie narzekała! Jej rytm dnia wyznaczała poranna kawa z panią Barbarą Rokicką, współmieszkanką, krewną prof. Lecha Sokoła, z którym Panią Profesor łączyła przyjaźń. Później czytanie obfitej korespondencji (dostawała i oczywiście czytała »nielegalny« tam, jak mówiła, 'Tygodnik Powszechny'). Pisał do Niej Czesław Miłosz, przyjaciele i znajomi wysyłali Jej swoje prace, książki, tomiki wierszy. Najbardziej zachwycił Ją przysłany przez Miłosza album wileński...

  Lektur szybko przybywało i na biurku robił się swojski bałagan. Nie zaprzestała aktywności pisarskiej; to stąd pisała do 'Tygodnika' wspomnienie o świętej siostrze Faustynie, którą poznała w Wilnie. Nie było tygodnia, żeby ktoś jej nie odwiedził. Najwierniejsza, prawie codziennie obecna, była Danuta Nagórna. Zabierała Ją na spacery po lesie i nad zalew. Później, gdy kondycja Pani Profesor już słabła, spacerowały po ogrodzie. Ode mnie wymagała »ploteczek« z KUL-u. Żywo interesowała się sprawami Uniwersytetu, a w szczególności polonistyki. Pytała o nowo wydane książki, o sympozja, o studentów i akademicki teatr, o ludzi sobie bliskich.

  W dniu Jej 90-lecia spotkaliśmy się w Warszawie na Mszy św., która celebrował ksiądz Wiesław Niewęgłowski w kościele na Placu Teatralnym. Drugi akt jubileuszu, połączony z wręczeniem księgi pamiątkowej, miał się odbyć w Lublinie 28 października. Nad koncepcją księgi dyskutowałem z Panią Profesor od dawna; najpierw trochę zażenowana pytała, czy to potrzebne, ale później interesowała się każdym zgłoszonym artykułem. Cieszyła się też na »lubelską eskapadę«, ale stan zdrowia już nie pozwalał na podróż. Uroczystość, przy licznie reprezentowanym środowisku warszawsko-lubelskim, odbyła się w domu na Hetmańskiej. Pani Profesor była szczęśliwa, nie tylko z powodu Księgi czy ofiarowanego Jej medalu Unii Lubelskiej, przede wszystkim dlatego, że przyszło tylu przyjaciół, że tyle doświadczyła serdeczności i miłości.

  W ostatnich miesiącach życia, gdy wyraźnie gasły jej siły, coraz bardziej oczekiwała na nasz przyjazd. 'Kiedy mnie znów odwiedzicie?' - pytała przy każdym pożegnaniu. Te wizyty były bardzo ważne również dla mnie i moich bliskich. Znaliśmy Panią Profesor od trzydziestu lat, ale teraz najwięcej nam dawała, uczyła nas akceptować wszystko: niemoc aż do końca. Gdy byliśmy u niej po raz ostatni, w pierwszą niedzielę tego roku, Pani Profesor nie była 'w formie'. Prawie nic nie mówiła. Dopiero przed wizytą kapelana z Komunią świętą, gdy zaczęliśmy śpiewać kolędy, włączyła się, uśmiechnięta, wymierzając rytm poszczególnych zwrotek. Później milczała słuchając tego, co mówimy i obserwując każdy nasz ruch. Teresa zapytała: 'O czym Pani Profesor myśli?', a ona, patrząc na nas szeroko otwartymi oczami, odpowiedziała po chwili: 'Myślę o miłości do was'. To najpiękniejsze zdanie, jakie usłyszałem od swojej Mistrzyni. Zostanie jako pamiątka wszystkich lat spędzonych u Jej boku
" -


–  napisał Wojciech Kaczmarek.


  Natomiast prof. Józef Franciszek Fert
na koniec swego wspomnienia powtórzył słowa
C. K. Norwida, które zostały włączone jako dewiza
do specjalnego numeru pisma "Studia Norwidiana"
z 1992 roku, dedykowanego Irenie Sławińskiej:

"...człowiekiem być to także zacność,
To w dyjademie przejść pod jarzmem -
to więcej Niźli dość...
"

 Nekrolog prof. Ireny Sławińskiej   (kliknij aby powiększyć)
  Prof. Irena Sławińska została pochowana
na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim.
Msza św. w kościele św. Karola Boromeusza
zgromadziła nadzwyczaj wielu
przedstawicieli świata polskiej humanistyki,
zwłaszcza naukowców z KUL, UKSW i UW.


  List wspominający panią profesor
nadesłał Jan Paweł II.

  "Z moich bezpośrednich kontaktów z Panią Profesor - napisał Papież - wyniosłem wrażenie, że swoją pracę traktowała z pasją, jaka rodzi się z miłości do Ojczyzny, do ojczystego języka, ale też z umiłowania całego duchowego dziedzictwa własnego narodu". Ta miłość - zauważył Ojciec Święty - dała Jej siłę, żeby "pielęgnować i czcić to, co w polskiej mowie najpiękniejsze: umiejętność wypowiedzenia tych uniesień ducha, które sięgają głębin ludzkiego umysłu i serca, przenikają nieskończoność, a nawet dotykają samej tajemnicy Boga".

- Mówiliśmy o niej 'ciotka'. Była kimś bliskim, jak członek rodziny - powiedział w kazaniu duszpasterz twórców ks. Wiesław Niewęgłowski. Stwierdził, że życie prof. Sławińskiej wystarczyłoby na kilka biografii: naukowiec, publicystka, wychowawczyni kilku pokoleń polonistów. - Ciekawa ludzi i świata, do końca była jak młoda dziewczyna. Niezależna w poglądach, skromna, mądra i pełna energii, cieszyła się przyjaźnią wielu ludzi - stwierdził ks. Niewęgłowski. Jednym z Jej przyjaciół był Karol Wojtyła, później Jan Paweł II, który jeszcze na ostatnie Boże Narodzenie przysłał Jej z życzeniami kawałek opłatka jako znak duchowej łączności. - Kiedy zatrzasną się za człowiekiem drzwi czasu, ma dokąd pójść; choć odjęte mu są dni, ma przed sobą przyszłość - zakończył swoje kazanie ks. Niewęgłowski.

*  Relacja z pogrzebu Ireny Sławińskiej na podstawie depeszy KAI z 4 lutego 2004 r. (jw //mr)


O życiu Ireny Sławińskiej
O Jej książce "Szlakami moich wód..."

 

Opracowanie i redakcja: Jan Krzysztof Wasilewski


Autor: Jan Krzysztof Wasilewski
Ostatnia aktualizacja: 15.09.2008, godz. 06:40 - Artur Podsiadły